Dzisiaj Dewulec postawił pierwszą łapę na drodze do Młodzieżowego Championatu Polski. Zobaczymy, jak szybko uda się nam go zakończyć

. Pojechałyśmy niedaleko, bo do pobliskiego Nowego Dworu Mazowieckiego na krajówkę.
Zaczęło się całkiem miło, bo umówiłam się z Romkiem i Gagą na wspólny transport celem powstrzymania Dewulca od ślinotoku za pomocą Cheitanka. Na tym polu pełen sukces.
Wjazd na teren wystawy bezproblemowy - nie ma jak kameralne imprezki - przynajmniej organizacja nie szwankuje.
Ja bardzo szybko pożałowałam, że nie wzięłam dla gnojówy haltera - peeling dłoni rozpoczęła mi natychmiast
Wstrętna
Oczywiście KAŻDY piesek musiał być powąchany, a jak Cheitan oddalił się na 2 kroki, koniecznie musiał być NATYCHMIAST doścignięty.
Oj, brakuje nam obycia wystawowego, brakuje. Jak tak dalej pójdzie, będziemy jeździć i do Pcimia Dolnego, żeby suczydło troszkę się przyzwyczaiło.
Udało nam się bezproblemowo znaleźć sekretariat i odebrać katalogi, potem szybka lokalizacja ringu i wyjście na zieloną trawkę. Co może nie było najmądrzejszym pomysłem, bo psy - zamiast spuszczać parę, tylko się wkręcały.
Szczególnie, że spotkaliśmy się z Ewą i brygadą z Polskiego Dworu oraz - CÓŻ ZA NIESPODZIANKA - Eurym!
Chłopak był na początku troszkę nieśmiały, ale tu go rozumiem - spotkanie z rozskakaną dynamiczną Dewi nie należy do przyjemności. Dzieciaki jednak szybko się dogadały szczególnie, że Eury jest naprawdę stabilnym i wesołym pieskiem, nie cierpiącym - jak Dewulec - na ADHD.
No i wie, jak podbić serce kobiety.


Jak zaczęło się robić miło, przyszedł czas stawić się na ringu. Szybki rzut oka na puchary i narada co i jak:

i ZACZĘŁO SIĘ.
Na pierwszy ogień poszedł Chey. I szybko wrócił. Z medalem, tytułem i lekko zdenerwowaną panią.
Potem nie bardzo pamiętam, bo obudziłam się jak na ringu stanęły Bisówki.
Szybko odziałam Dewi w ringówkę i stanęłam przy wyjściu, żebyśmy troszkę ochłonęły. Udało się wejść. I nawet stanąć. 
I pokazać zęby - przy okazji Dewi kolejny raz zaliczyła zabiegi dziwne wykonyw
ne przez obcych. Dzielny sucz! Ale o bieganiu mogłam zapomnieć. TAM były pieski, jej się już nie chciało, a w ogóle to wykładzina PACHNIAŁA. Ustawienie do końcowej oceny to już była jedna wielka porażka. Najpierw moja, bo ustawiłam psa mordą do sędziów
a jak zostałam poproszona o postawienie jej jak trzeba, miałyśmy za plecami Cheya i spółkę, więc o obejrzeniu głowy sędzina mogła zapomnieć. Ale nic to, udało się zainkasować pierwszy tytuł w PL. Na porównaniu dzielnie przeszkadzałyśmy Cheyowi, skrobiąc mu marchewki, ale mimo to zdobył Zwycięstwo Rasy!
Na finały już nie zostaliśmy, bo Giga w domu, a my nie mamy po co
ale za to mogliśmy świętować przy pyyyyysznym obiedzie i nie tylko 
oraz podczas spaceru w deszczu, bo pogoda postanowiła już z nami dłużej nie współpracować. Ale psom nie przeszkadzało to nic a nic.
Takie wystawy to, w dwóch słowach, sama przyjemność. Bo i miejsce dobre i widno i bardzo miła, pomocna sędzina. W dodatku znająca wzorzec! No i miłe towarzystwo!